• Post comments:0 Komentarzy

Choć w tytule mowa o irytacji nie zamierzam tutaj narzekać. Odkrywanie różnic kulturowych to jeden z najciekawszych elementów aklimatyzowania się w nowym otoczeniu.

Ostatnio poznałam wiele osób, które do Sewilli przyjechały na dłuższe wakacje, czyli nie na tydzień, nie na dwa, tylko na kilka miesięcy, podczas których chcieli chociaż musnąć tutejszy styl życia. Niektórzy w tym czasie pracowali, inni intensywnie uczyli się języka, jeszcze inni po prostu odpoczywali. Wszyscy jednak mieli ciekawe przemyślenia dotyczące różnic między Sewillą a ich rodzinnymi miastami. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że mimo tego, że sami byliśmy z różnych części Europy a nawet świata, żyjąc w Sewilli zaskakują, irytują lub wkurzają nas te same rzeczy. Mianowicie:

Siesta

Siesta
Wszyscy o niej wiemy, ale jak przychodzi co do czego nie sposób się nie wkurzać. Ten przedziwny plan dnia tutejszych urzędów, sklepów i muzeów doprowadza każdego nowoprzyjezdnego do szału. I nie byłoby w tym nic złego gdyby ten plan był ujednolicony. Ale niestety, każdy sobie. W ciągu dnia możesz np. liczyć na to że niektóre sieciowe sklepy z ubraniami będą otwarte, ale nie wszystkie. Duże międzynarodowe brandy poddały się presji i od godziny 14 do 17 zamykają drzwi. Podobnie jest z niektórymi sklepami spożywczymi. Czas zakończenia sjesty jest jednak bardzo względny, dla niektórych to godzina 17 a dla innych nawet 19. Reguły nie ma.

Jesz kiedy ci pozwolą
Polscy dietetycy byliby pewnie zachwyceni, przynajmniej jeśli chodzi o regularność. Hiszpanie mogą zawalić wiele spraw, ale posiłek z pewnością im nie umknie. Plan dnia (czy to w barach czy w domu) wygląda mniej więcej tak:

8:00 – 10:00 – śniadanie czyli kawa i słodki herbatnik. Jeśli jesz na mieście możesz skusić się na churros z czekoladą. Jakby nie patrzeć, będzie słodko.
14:00 – lunch i nie ma zmiłuj. Jadając w domu załapiesz się pewnie na większy posiłek, jednak na mieście najlepiej wybrać się na kilka tapasów do wyboru. Duże restauracje z regularnymi menu o tej porze pełne są zazwyczaj jedynie brytyjskich i niemieckich turystów.
19:00 – 20:00 – czas na piwo/wino i tapasy na pobudzenie apetytu. Idziemy do baru zamawiamy kilka tapasów do podziału, pijemy rozmawiamy i jemy. Niektórzy kończą posiłki w tym momencie, jeśli nie, patrz punkt kolejny:
22:00 – kolacja czyli cena (czyt. sena) zaczyna się dosyć późno i jest bogata. Paella, pasta, mięsiwa, duże ilości ziemniaków i papryki. Wszystko ocieka majonezem lub oliwą albo jednym i drugim.

W godzinach innych niż podane, większość barów jest zamknięta lub tak pusta, że jedząc w nich słyszelibyście przełykaną ślinę towarzysza.

Hiszpanie to wspaniali kierowcy, którzy sami najlepiej wiedzą jak powinni jeździć
Czy to światło zielone, czy czerwone dla Sewilijczyka nie ma to najmniejszego znaczenia. Jego zdolność przewidywania zachowań pieszych, rowerzystów, a także pozostałych pojazdów jest na tak wysokim poziomie, że nie musi on zwracać uwagi na jakiekolwiek oznaczenia czy sygnalizację. Przecież widać, że nikogo nie ma na drodze. Żółte światło? Przecież ono tylko informuje, że należy dodać gazu. Dobra rada jest taka: Będąc na ulicy nie ufajcie kierowcom i rozglądajcie się na wszystkie strony.

Leniwe akceptowanie rzeczywistości
Najprościej ujmując, chodzi o bierność. Bierność wszelaką. Łączy się to też z faktem, że tutaj nikt się nie spieszy. Zaśmiecona ulica po ważnym meczu, zepsute światła na skrzyżowaniu, brak wody w całej dzielnicy, to nic. Urzędnikom się nie chce a mieszkańcy akceptują ten stan rzeczy. Nikomu nie przyjdzie do głowy zgłaszanie skarg, protestowanie, pisanie podań czy zwykłe wybadanie kiedy sprawa zostanie załatwiona. Nie ma, to nie ma, może kiedyś będzie znowu. Wierzcie mi, że dla człowieka północy jest to sytuacja skrajnie nie do zaakceptowania.

Piwo, czyli żółta woda
Chyba powinnam umieścić to na samej górze, jako jeden z ważniejszych czynników irytujących. Znacie ten moment, kiedy nie macie ochoty napić się piwa, bo wiecie, że i tak będzie diabelsko niesmaczne? No właśnie, póki tu nie przyjechałam też tego uczucia nie znałam. Hiszpańskie piwa są fatalne, żeby nie wiem jak się starali. Cruzcampo, Estrella i San Miguel to najpopularniejsze w zależności od regionu piwa w tym kraju i wszystkie smakują jak żółta woda z bąbelkami. Podczas letnich upałów piwo rzeczywiście się przydaje bo regeneruje i orzeźwia, ale żeby tak picia dla samej przyjemności picia w chłodniejsze jesienne wieczory? Nie polecam.

Dodaj komentarz