• Post comments:0 Komentarzy

Na wstępie tego tekstu, chcę zaznaczyć, że to co tutaj znajdziesz jest w znacznym stopniu powiązane z treścią podcastu, który opublikowałam na moim koncie na Spotify. Znajdziesz mnie po wpisaniu w wyszukiwarkę aplikacji PODCAST Z ANDALUZJI. Nie jest to dokładna transkrypcja podcastu. Tym tekstem częściowo uzupełniam podcast, ale też podcast zawiera wątki, których nie znajdziesz tutaj na blogu. Optymalnie byłoby więc zapoznać się z obydwoma materiałami, ale jeśli nie masz takiej możliwości, lub ci się nie chce, to też ok. Mam tylko nadzieję, że tekst zachęci Cie do refleksji o własnym procesie nauki języka

Czego nie uczą w szkołach językowych

Nie mam zamiaru krytykować szkół językowych ani programów indywidualnych nauczycieli języka. To zupełnie nie jest sens tego posta. Szkoły kładą nacisk na gramatykę i na słownictwo a nauczyciele starają się przekonywać swoich podopiecznych by maksymalnie wykorzystywali możliwości komunikowania się w danym języku. 

W sumie wydaje mi się to całkowicie normalne, że nikt nie mówi w szkołach o tym, że komunikacja w obcym języku może być trudniejsza i wychodzić poza techniczne ramy znajomości języka – słówek, wyrażeń i gramatyki. 

W szkole nie dowiesz się, tego, że chcąc zamieszkać w obcym kraju będziesz musiał lub musiała zmierzyć się ze swoją frustracją związaną z tym, że nie zawsze możesz wyrazić się dokładnie tak sprawnie i precyzyjnie jak w swoim ojczystym języku. 

Gdy mówimy w emocjach

Myślę, że nawet mówiąc w ojczystym języku pod wpływem emocji lub stresu łatwo jest się zapędzić, albo źle dobrać słowa. Powiedzieć coś zbyt dosadnie lub wręcz przeciwnie, niewystarczająco podkreślić nasze zdanie. Ogólnie być niezrozumianym przez rozmówcę. Niektóre z tych sytuacji mogą być śmieszne i obracamy je wtedy w żart, ale są takie od których zależy sporo. Ja ze swojego życia mam całą masę takich przykładów. Wyobraźcie sobie rozmowę z właścicielką mieszkania, które chcecie wynająć podczas której okazuje się, że nie znacie słów związanych z dokonywaniem płatności za czynsz, albo przedstawianie policjantom swojej wersję wydarzeń gdy zostajesz przez nich zatrzymana do kontroli. Moim częstym problemem było (i jest) to, że w emocjach lub stresie nie potrafiłam wyrazić się swobodnie po hiszpańsku i wtrącałam słówka angielskie (licząc że ktoś je zrozumie) ale efekt był odwrotny, bo niektóre osoby traktowały to jako potwarz, uważały że robię to złośliwie. Były też sytuacje, w których ludzie nie wierzyli mi, że czegoś nie rozumiem, np gdy rozumiałam większość po hiszpańsku oraz w miarę odpowiadałam na pytania, ale padało sformułowanie którego nie znałam a moje pytanie co ono oznacza, spotykało się ze śmiechem lub oburzeniem i komentarzem że udaję. 

Poczucie bycia głubszym

Nie zliczę sytuacji w których musiałam dopytać o jakieś słowo bo nie wiedziałam co ono oznacza, co jest normalne w procesie uczenia się, ale ludzie którzy nie uczą się innych języków, nie wiedzą z czym to się wiąże. Dlatego gdy na przykład padało słowo którego nie znałam, powiedzmy było to słowo „mesa” (po hiszp. stół), a ja pytałam „przepraszam co to jest – mesa” spotykałam się ze wzrokiem pełnym politowania lub wręcz bezpośrednim komentarzem „jak to nie wiesz co to jest „mesa”. Tak jakby ta osoba kompletnie nie rozumiała, że moje pytanie nie odnosi się do samego przedmiotu i że nie wiem czym jest stół, tylko to, że nie wiem jaki jest odpowiednik stołu w języku hiszpańskim. Takich sytuacji bywało mnóstwo, co muszę przyznać ogromnie wpłynęło na moją pewność siebie, a raczej jej brak, jeśli chodzi o mówienie po hiszpańsku. 

Kiedy zamiast łatwiej robi się coraz trudniej

Podczas mojej drogi z językiem hiszpańskim najwięcej problemów z wyrażaniem się zaczęłam mieć dopiero po dłuższym czasie, po początkowym okresie zachłyśnięcia się językiem. Wiecie, na początku sukcesem rzeczywiście jest poprawne zamówienie obiadu lub rozmowa przez telefon z dostawcą internetu. Z czasem jednak życie się rozwija, zaczynasz mieć więcej tematów które musisz podejmować. Musisz wchodzić w interakcje. Nauczyć się wyrażać tak żeby ludzie traktowali cię serio. Moje dyskusje z kłopotliwymi sąsiadami często prowadziły do nieporozumień, bo według nich odzywałam się do nich zbyt bezpośrednio, a ja po prostu nie znałam alternatywnych słów. Nie znałam wszystkich synonimów ani form, które mogłyby na przykład zmiękczyć moją wypowiedź, lub sprawić by była bardziej dyplomatyczna. Mówiłam po prostu sformułowaniami które znałam a te z kolei nie zawsze były najtrafniejsze i adekwatne do sytuacji. 

Często uczyłam się podsłuchując innych. Znajomy w jakiś sposób się do mnie odzywał, ja słysząc to zdanie w określonej sytuacji traktowałam je jako zdanie adekwatne do tego typu okazji. Później jednak okazywało się, że to w jaki sposób odnosi się kolega lub koleżanka (czyli mówi, np ironicznie, albo bardzo kolokwialnie) ale dla pani ekspedientki w sklepie było wręcz obraźliwe. Takie sytuacje powodowały że zaczynałam zamykać się na chęć uczenia hiszpańskiego oraz rozwijania dialektu andaluzyjskiego. 

"Optymistyczna" puenta

Nie jest moim celem wystraszenie kogokolwiek, a jedynie pokazanie, że nauka języka w kraju w którym chce się mieszkać, to nie tylko słówka i gramatyka. Nie jest łatwo. Choć w chwili gdy to piszę mieszkam w Andaluzji już 7 lat, pracuję mam swoich podwykonawców, wyremontowałam kilka nieruchomości, chodzę do lekarzy, robię zakupy, uczęszczam na kursy, zdaję egzaminy, to jednak dalej są sytuacje w których hiszpański jest dla mnie wyzwaniem. Już się z tym pogodziłam. I myślę, że nie ma co z tym walczyć. Jeśli jesteś w podobnej sytuacji jak ja, nie napisze ci, że na pewno kiedyś będziesz mówić perfekcyjnie, bo tego nie wiem. Nie wiem tez jakie są twoje indywidualne oczekiwania względem znajomości języka. Ale chyba dobrze wiedzieć, że w momencie zwątpienia gdy zapoznanie się z dokumentem w urzędzie zajmuje ci dłużej niż 15 latce siedzącej obok, nie jesteś sam ani sama. Bo są też inni którzy mają podobnie i z tego powodu nie raz byli bardzo sfrustrowani. 

Dodaj komentarz